Ludność katolicka opuściła miasto, świątynie popadły w opuszczenie i zostały zburzone albo przebudowane na meczety.

zdjęcia: dominicanes-ua.blogspot.com / Ireneusz Pogorelcew OP

W 1453 roku pod ciosami Osmanów, którzy wtargnęli do Europy, upadło Bizancjum. Wydarzenie to miało ogromny wpływ na polityczną i religijną sytuację na Krymie. Turcy, gniewni na Genueńczyków za ich udział w obronie Konstantynopola, posłali na pomoc Tatarom mocną armię i flotę – w 1475 roku upadła kolonia genueńska na Krymie. Władzę przejęli urzędnicy imperium osmańskiego. Chanat Krymski zachował niezależność, ale musiał uznać wasalną zależność od Turcji.

Które Ascoli

Dla chrześcijan Półwyspu Krymskiego, którzy znaleźli się w mniejszości i pozbawieni niezależności politycznej, nadeszły ciężkie czasy. Jednak Kościół katolicki nie zapomniał o krymskich chrześcijanach. Od czasu do czasu, mimo ryzyka i trudu dalekich wędrówek, przybywali tutaj kapłani starający się okazać pomoc i duchowe wsparcie swojej owczarni.

W latach 1612–1639 w Kaffie działała misja dominikanów, na której czele od 1624 do 1634 roku stał ojciec Emiddio Dortelli d’Ascoli, będący prefektem Kaffy i Tatarii (Krymu). Wiadomości biograficzne o nim są bardzo skąpe. Sądząc po drugiej części jego nazwiska, ojciec Emiddio pochodził z włoskiego miasta Ascoli, jednakże trudno powiedzieć, z którego dokładnie, ponieważ we Włoszech są dwa miasta o takiej nazwie – jedno znajdujące się w Marche, a drugie w Apulii.

Prawdopodobnie urodził się w ostatnim dziesięciolecia XVI wieku, ponieważ w 1624 roku musiał już być wystarczająco dojrzałym i doświadczonym człowiekiem, żeby stanąć na czele misji katolickiej w Kaffie. Władał językiem greckim, tureckim, tatarskim i ormiańskim, co wskazuje, że miał solidne przygotowanie specjalnie do pracy na Krymie, gdzie właśnie te języki były rozpowszechnione wśród miejscowej ludności.

W ciągu dziesięciu lat pracy w Kaffie ojciec Emiddio nie tylko pełnił obowiązki pasterza, lecz także przejawiał wielkie zainteresowanie Krymem – jego geografią, historią, a także zwyczajami i obyczajami narodów zamieszkujących półwysep. D’Ascoli opracował szczegółowy „Opis Morza Czarnego i Tatarii”, gdzie ujawnił się jako wykształcony i żądny wiedzy człowiek, mający talenty pisarza i badacza.

Jak sam pisze, „niejednokrotnie miał okazje podejmować żeglugę po Morzu Czarnym”, aby nie zadowalając się tylko pogłoskami i opowieściami innych podróżników, wszystko obejrzeć naocznie i zbadać różne tereny na północnych brzegach Morza Czarnego. Napisany przez ojca Emiddia „Opis” zawiera cenne wiadomości o życia Krymu na początku XVII wieku. Obfituje w szczegóły, które pozwalają poczuć atmosferę tych odległych czasów i są interesujące zarówno dla historyków i etnografów, jak i zwyczajnych czytelników.

Kościoły zamienione na meczety

My zatrzymamy się przede wszystkim na tym, co w „Opisie” daje wyobrażenie o warunkach i okolicznościach, w jakich odbywała się działalność misyjna dominikanów z Kaffy. W owych czasach z dawnego rozkwitu genueńskiej Kaffy nic nie pozostało. Ludność katolicka opuściła miasto, świątynie popadły w opuszczenie i zostały zburzone albo przebudowane na meczety.

Sam d’Ascoli pisze o tym tak: „Co się tyczy łacinników, to obecnie w Kaffie nie ma takich wśród pochodzących z miasta i tam mieszkających; tutaj tak długo nie było frankijskiego (łacińskiego — J. K.) kapłana, że jeśli nawet w Kaffie przedtem było trochę katolików, to ożeniwszy się z Greczynkami, sami przeszli na ryt grecki; takich jest teraz niemało i, nie wierząc w długie wytrwanie łacinników, nie decydują się powrócić do rytu łacińskiego z lęku przed lekceważeniem”.

Jedyny kościół łaciński – św. Piotra (San Pietro d’Italiani) – „najobszerniejszy i najwspanialszy ze wszystkich kościołów znajdujących się w rękach chrześcijan, pięknej kamiennej roboty, cały przykryty sklepieniami”, przez długi czas znajdował się w skrajnie opłakanym stanie, ale – jak dalej pisze ojciec Emiddio: „Widząc to, Ormianie, powodowani godną pochwały gorliwością, wykupili go za osiemset grosów, a 10 lat temu, kiedy tutaj przyjechaliśmy, bardzo serdecznie i z wielką uprzejmością oddali nam go w posiadanie. Teraz każdy z nas w swoim czasie i bez przeszkód odprawia w nim mszę”.

Pomógł język łaciński

Wspólnota skupiona wokół dominikanów w Kaffie była nieliczna: „Nasza owczarnia składa się z kilku Polaków niewolników, czy niewolników z galer, kiedy są one przy paszy, a czasami z kupców, Wenecjan lub Chijczyków, przyjeżdżających w celu zakupu bieługi czy kawioru”.

Nieobecność mieszkających na stałe w Kaffie katolików d’Ascoli wyjaśnia tak: „Kiedy Turcy zabrali Genueńczykom Kaffę około 180 lat temu, wielu sławnych zostało wywiezionych do Konstantynopola, gdzie przeznaczono dla nich ulicę do mieszkania, w pobliżu pałacu cesarza Konstantyna Wielkiego, która teraz nazywa się „Keffe-magalazi”; mieszkają tam teraz tylko dwie rodziny. Inni uciekli do Czerkiesji z powodu swoich żon, gdyż wielu żeniło się z Czerkieskami, tak że obecnie otrzymali od Czerkiesów nazwę frank kardasz, co w ich języku oznacza: Frankowie nasi bracia. Inni pozostali w Kaffie, ale z braku łacińskiej liturgii i kapłana, idąc za swymi żonami Greczynkami, przeszli na greckie wyznanie wiary”.

Nieduża grupa Włochów-katolików przeniosła się pod opiekę krymskiego chana Mengli Gireja, który obiecał im obronę. Chan pozwolił im na osiedlenie się we wsi Siujur-tasz, znajdującej się w górzystym terenie na południe od Bachczysaraju, gdzie później zbudowana została świątynia katolicka pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty. Uchodźcom pomogła znajomość języka łacińskiego, dzięki której chan przyjął ich na służbę dyplomatyczną w celu prowadzenia negocjacji z państwami europejskimi i obdarzył różnorodnymi przywilejami: uczynił dworzanami i zwolnił z płacenia danin, dziesięciny i innych podatków.

O parafii tej wiadomo, że w połowie XVI wieku wykupiła z niewoli tureckiej franciszkańskiego kapłana, który następnie służył w siujurtaskiej świątyni.

Parafia się przeprowadza

Jednakże z biegiem czasu Włosi utracili swoją pozycję w służbie dyplomatycznej chana. Na początku XVII wieku parafia rzymsko-katolicka, obawiając się prześladowań spowodowanych bliskością ich osiedla do pałacu chana, przeprowadziła się do innej miejscowości w tych samych stronach – wsi Foti-Sała (Fecciale) w odległości pół dnia drogi od rezydencji chana (obecnie wieś Gołubinka w powiecie bachczysarajskim).

Ojciec Emiddio Dortelli d’Ascoli często podróżował z Kaffy do Foti-Sały, by zapewnić strawę duchową mieszkającym tam katolikom, z których pozostało wszystkiego dwanaście rodzin. Przejazdy te były długotrwałe i ryzykowne – tym bardziej zasługuje na podziw prawdziwie dominikańska gorliwość pasterska ojca Emiddia. Rodzonego włoskiego języka katolicy z Foti-Sały już zapomnieli i mówili po turecku, po tatarsku i po czerkiesku.

D’Ascoli pisze: „Dobrze znają »Ojcze nasz« i »Bogurodzicę« po łacinie. My zaś spowiadamy ich i mówimy kazania w macierzystym języku kraju, tzn. po turecku”. Obyczaje tej owczarni pozostawiały wiele do życzenia, skoro, według słów ojca Emiddia, „zamiast mieczy posługują się językami dla obmowy… Nie chcą znosić ani nauk, ani osądów, ani postanowień…”.

Innym problemem, z którym zetknął się dominikański misjonarz, była przejęta od Czerkiesów tradycja, zgodnie z którą kobiety prawie nie wychodziły z domu, w tym do kościoła, obawiając się, że zostaną dostrzeżone przez krewnych męża. Ojciec Emiddio potrzebował niemało cierpliwości, żeby walczyć z tym zwyczajem: „niemało mnie kosztowało namówienie jednej z nich, po czterech latach starań, aby przyszła do kościoła”.

2.3

Dominikanie z Kaffy musieli się zmagać nie tylko z męczącymi podróżami po stepowych i górskich drogach oraz dalekimi od chrześcijańskiego zachowaniami nielicznej owczarni. Czyhały też na nich liczne niebezpieczeństwa. U d’Ascolego czytamy: „Pięć lat temu ogromnie sroga dżuma zmiotła setki tysięcy ludzi. Cztery lata pod rząd pojawiała się szarańcza, za każdym razem w wielkiej ilości i wcześniej niż poprzednio; nie tylko wyrządziła ona nieprawdopodobne szkody ludziom, wskutek wielkiej drożyzny, lecz także w zimie zginęła bardzo wielka ilość bydła z powodu braku karmy pod nogami i zapasów siana; w końcu spadały często wielkie śniegi przy najsilniejszych mrozach”.

Do tego trzeba dodać częste oblężenia Kaffy; podczas jednego z nich omalże nie zginęli prawie wszyscy chrześcijańscy kapłani miasta, osadzeni przez paszę pod strażą.

Ostatni nagrobek

Ojca Emiddia Dortellego d’Ascoli, który poświęcił Krymowi dziesięć lat ofiarnej służby, zastąpił na stanowisku prefekta dominikańskiej misji Kaffy ojciec Giovanni Lucca. Danych biograficznych o nim jest bardzo niewiele. Wiadomo tylko, że w 1642 roku papież Urban VIII skierował Giovanniego Lukkę na Bliski Wschód po to, aby wyjaśnić, w jakim stopniu może się powieść działalność misyjna wśród narodów północnego pobrzeża Morza Czarnego.

Odwiedziwszy oprócz Krymu Gruzję, Giovanni Lucca opracował także opis sposobu życia i obyczajów narodów mieszkających w tych okolicach. Niestety, w kontekście ostrego braku stałej opieki duszpasterskiej, liczni krymscy katolicy nie wytrwali i przejmowali zwyczaje, a następnie także religie otaczających ich narodów. Ostatni nagrobek z napisami w języku włoskim na cmentarzu Frenk-Mezarłyk („Cmentarz Franków”) w uroczysku Ajan-Su koło Foti-Sały pochodzi z 1685 roku. Świadczyło to o pełnej asymilacji potomków genueńskich kolonizatorów-katolików w innowierczym środowisku otaczającym wieś Foti-Sała.

Podobna sytuacja powstała także w Kaffie. Szwedzki historyk Johann Tunmann, który odwiedził w XVIII wieku chanat krymski, mówiąc o mieście, zauważał: „Grecy mieli tutaj jeszcze niedawno dwanaście kościołów, ormianie – 32, a katolicy jeden – św. Piotra. Ale ten ostatni i wiele innych teraz są już w ruinach”.

3.7

Mimo że w początkach XVIII wieku w Bachczysaraju działała misja jezuicka, rzymskich katolików na Krymie do tego czasu już prawie nie było.

Niemcy, Polacy, Czesi

Nowy okres rozwoju katolicyzmu na Krymie przypada na wiek XIX, zaznaczający się przesiedleniem do guberni taurydzkiej licznych migrantów: Niemców, Polaków i Czechów, z których większość było wyznania katolickiego. Zasadniczo przybywali oni do stepowych części Półwyspu Krymskiego, zakładając nowe osiedla i wznosząc świątynie.

W tym właśnie czasie na południowym brzegu Krymu urządzili się polscy przesiedleńcy ukrywający się przed prześladowaniami wywołanymi rozbiorem Polski. Tutaj także budowali katolickie świątynie i kaplice: w Liwadii (willa hrabiego Potockiego), Mischorze (majątek generałowej adiutantowej Naryszkiny), Ałupce (majątek hrabiego М. S. Woroncowa, żonatego z polską hrabiną Elżbietą Branicką, córką Ksawerego) i Muchołatce.

Pracować na Krymie przyjeżdżali również dominikanie – byli proboszczami parafii w Symferopolu i Sewastopolu.

Tłum. Dominika Krupińska