Czy znasz ten ogień?

W prezbiterium kościoła św. Jacka przy ulicy Freta w Warszawie wisi obraz św. Dominika. Święty przedstawiony jest klasycznie, z charakterystycznymi  atrybutami – lilią od Matki Boskiej i psem u stóp z legendy o bł. Joannie.

Przez długi czas nie mogłem się do niego przyzwyczaić, kiedy siadałem naprzeciw w ławach razem ze scholą. Wynikało to z prostego powodu: obraz, choć urokliwy, jest zarazem wyjątkowo komiczny. Otóż pies u stóp Dominika to miniaturowy spaniel o uczesanej sierści i szklistych oczkach. Mała arystokratyczna zabawka rodem z dworu Ludwika XIV. W drobnym pyszczku trzyma drobną pochodnię i podpala nią całkiem niewielką, wykaligrafowaną kulę ziemską.

Szczeniaczek z malunku uświadomił mi, jak obrazowej i silnej metafory użył autor legendy. Wyobrażam sobie też, jak o wiele większe musiała ona robić wrażenie na ludziach średniowiecza – o wiele bardziej wrażliwych na obraz niż my, bo niezobojętniałych z powodu jego nadmiaru.

Pies, może wilczur, pędzący przez świat w morderczym galopie i prószący pożar, dookoła siebie i na całym świecie. To zdanie wystarczy przeczytać ze zrozumieniem, żeby zdać sobie sprawę, że ma ono charakter zdecydowanie groźny, tajemniczy i zarazem dynamiczny. Bardzo konkretny i nieugrzeczniony. W świetle zaś przesłania o ogniu prawdy, niesionym przez zakon dominikański i rozprzestrzeniającym go po świecie, sprawia, że przechodzą mnie ciarki po plecach. Dlatego tez bardzo lubię tę legendę.

Najbardziej chciałbym, żeby moja animacja dotarła do ludzi obrazu, takich jak ja. Tych, którzy mają trudność ze słowem pisanym. Którym potrzebne jest obcowanie z obrazem z podobnych pobudek duchowych co innym czytanie pobożnego tekstu. Którzy ponadto wierzą, że jest jakaś misja w sztuce, że sztuka czegoś wartościowego poszukuje i to krok po kroku odkrywa. Tego na poznanie czego nie pozwalają ograniczenia języka.

Że jest wartość w pięknie, z którego definicją problem miał nawet św. Tomasz. Że to co artysta ułożył za pomocą znanych sobie narzędzi i metod, a co de facto jest zestawem kolorowych plam w różnych kształtach, czy też zapisanych pikseli w pliku filmowym, w zetknięciu z człowiekiem, oddycha jakąś rzeczywistością duchową.

Więc jeśli znajdzie się osoba, która obejrzy moją animację i choć trochę się zachwyci, będę uważał, że moja praca wniosła coś dobrego do obchodów osiemsetlecia Zakonu.