Dziś cieszymy się tym, że możemy prosić Jana Pawła II jako naszego pośrednika, by wstawiał się za nami u Boga.

Oglądałem bardzo zacną katedrę św. Patryka w Dublinie, od XVI w. znajdującą się w ręku państwowego kościoła Królestwa Brytyjskiego. Wizerunków świętych w katedrze nie ma, co jest konsekwencją dominacji protestantyzmu. Ale w bocznych nawach znajduje się mnóstwo wielkich pomników czcigodnych mężów, np. najwyższego sędziego lat 1784-1785, bardzo zacnego burmistrza. Świętych nie ma, ale burmistrzów przerobionych na kamienne posągi trzymają. Po co kult świętych? Po co stawiamy pomniki? Niektórzy obruszają się, że pomniki przysłaniają Boga.

 

 

Zastanawiałem się, w jakim kontekście porozmawiać dziś z wami o świętości Jana Pawła II. Wszak jest to ważne nie tylko dla Krakowa i Polski, ale dla całego Kościoła. Przyznam się wam, że od paru dni siedziałem przed pustym ekranem komputera (dawniej ładnie mówiło się: siedziałem nad białą kartką) i nic nie przychodziło mi do głowy. Patrzyłem na różne teksty papieskie i znalazłem medytacje o charakterze poetyckim, czyli “Tryptyk Rzymski”. Karol Wojtyła od młodości miał skłonności poetyckie, a swoje refleksje wyrażał bardziej lub mniej udatnie. “Tryptyk Rzymski” to medytacje zapisane językiem poetyckim. Jedna z nich jest metaforycznym opisem sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej, czyli obrazów przedstawiających Księgę Rodzaju. Fragment tego poematu brzmi:

 

Stoję przy wejściu do Sykstyny –
Może to wszystko łatwiej było wypowiedzieć językiem “Księga Rodzaju” –
Ale Księga czeka na obraz. – I słusznie. (…)
Przecież ten, który stwarzał, “widział” – widział, że “było dobre”
“Widział”, a więc Księga czekała na owoc “widzenia”.

 

Księga czeka na obraz. Czy chodzi o to, że wszystkie księgi trzeba wydawać z ilustracjami? Medytacja papieża Wojtyły jest dużo głębsza. Tu nie chodzi o obraz w znaczeniu ilustracji. Chodzi o to, by słowo zawarte w Księdze stało się żywym, a nie pisanym słowem. Słowo, nawet Biblii, może być martwą literą, jeżeli jest tylko “czernią na papierze”. A słowo ma się stać żywym słowem. Kiedy staje się żywym słowem? Kiedy przejdzie przez życie człowieka, kiedy staje się ciałem jego życia, jego doświadczenia, jego myśli, jego zmagań, jego decyzji, jego bólu, jego cierpienia. Tylko wówczas słowo staje się ciałem.

Księga czeka na obraz. I myślę, że sensem beatyfikacji czy kanonizacji jest wskazanie, że w danym człowieku Księga stała się Żywym Słowem, stała się obrazem. Kogo? Obrazem Boga, bo jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. Ale każdy z nas wie, jak trudno jest dotrzeć do podstawowej prawdy o człowieku.

 

świętość
fot. flickr.com/Billy Wilson

Słowo staje się ciałem, jeżeli przejdzie przez człowieka, przez jego życie. Takiego człowieka nazywamy świadkiem. Wiara dociera do człowieka nie jako przedmiot pouczenia czy abstrakcyjnej doktryny, ale jako świadectwo życia. Nie widzieliśmy Jezusa Zmartwychwstałego, ale widzieliśmy świadka, poprzez którego możemy zobaczyć rzeczywistość przedstawianą w Księdze – a rzeczywistość ta stała się Ciałem, które zamieszkało między nami. Bo (przy całym szacunku do naszych braci muzułmanów) nie jesteśmy jedną z religii księgi – bo Słowo nie stało się księgą, Słowo stało się Ciałem. Jesteśmy ludem Chrystusa, który nie był księgą, lecz żywym człowiekiem. Owszem, pamięć o Nim została zapisana w Księdze, ale Księga musi urzeczywistnić się w żywym człowieku, by stała się świadectwem.

Księga czeka na obraz. To bardzo ważne, byśmy próbowali tak zrozumieć te słowa. Bowiem najświętsze słowo, najświętsza księga, najświętsza litera pozostanie literą, jeżeli za nią nie będzie stał świadek. Dlatego Jezus nie spisał swojej doktryny w kilku sążnistych tomach uzasadnienia. On przekazał naukę świadkom – ludziom, których wezwał i którzy przyjęli Jego słowo, by w ich życiu stało się ono ciałem, czyli treścią ich życia. I wierzę, że tak właśnie stało się z Janem Pawłem II. Zanim został księdzem, biskupem, papieżem – był świadkiem. I kimkolwiek był potem w swoim życiu, był przede wszystkim świadkiem. A świadek to ten, który pozwala, by słowo z Ewangelii, z Biblii w nim stawało się ciałem, czyli kierowało jego życiem. Był świadkiem prawdy Ewangelii, która odsłania nam rzeczywistość taką, jaką ona naprawdę jest. Zrywa z naszych oczu zasłony przyzwyczajeń, mody, byśmy spojrzeli rzeczywistości w oczy. Byśmy zobaczyli ją taką, jaką jest w oczach Boga. Dlatego autor “Tryptyku Rzymskiego” mówi:

 

Przecież ten, który stwarzał, “widział” – widział, że “było dobre”.

 

Widział. Świadek widzi, bo pozwala, by Słowo w nim stało się ciałem. Dlatego świadek może być przewodnikiem. Tylko świadek może być przewodnikiem. Kto nie jest świadkiem, może być nauczycielem, profesorem, może wykładać. Świadek nie mówi wiedzą, ogólną kulturą – on mówi swoim życiem. My, księża (ja także), narzekamy, że wierni mało czytają tekstów papieskich. Ale czy czytając kolejne encykliki naprawdę zbliżymy się do niego? Żebyście mnie dobrze zrozumieli – ja nie chcę krytykować czytania tekstów Papieża. Tylko zastanawiam się, czy dla nas, którzy żyliśmy za życia Jana Pawła II, więcej nie znaczyło widzenie Go modlącego się? Jego słowo było pełne mocy dlatego, że za tym słowem stało milczenie skupienia oraz świadomej i głębokiej obecności przed Bogiem. Wiele osób pamięta obraz z Katedry Wawelskiej (ja także zwróciłam na niego uwagę): przejmujący, choć zdecydowanie mało widowiskowy fragment telewizyjnej transmisji – długa modlitwa w milczeniu. Nic nie mówił, nie nauczał, nie pocieszał, nie przypominał o kremówkach – po prostu milczał. Jego słowo miało moc, bo stało za nim milczenie jego osobistej modlitwy, która jest dotknięciem rzeczywistości Boga. Dlatego jako świadek Jan Paweł II był i jest dla nas przewodnikiem.

 

Rzym
fot. flickr.com/Benson Kua

Przewodnik człowieka to ten, który najpierw prowadzi człowieka do jego własnej głębi, który odkrywa człowiekowi drogę do jego własnego serca, do jego własnego sumienia. Najgłębsze bowiem zagubienie to zagubienie wewnętrzne, gdy nie znam drogi do siebie samego, do mojej wewnętrznej duchowej prawdy. Nawróćcie się – to znaczy: najpierw zwróćcie się ku sobie. Jak syn marnotrawny, który zastanowił się, czyli wrócił do siebie. Zwrócenie się ku sobie pozwala człowiekowi odkryć samego siebie. A odkrywanie samego siebie możliwe jest dzięki otworzeniu się na Tego, który jest naszym najważniejszym przewodnikiem – na Chrystusa. Otwórzcie drzwi Chrystusowi – tak mówił Jan Paweł. Wezwanie to zostało zinterpretowane geopolitycznie. Historia pokazuje, że takie mury jak berliński padają. Najtrudniejsze do obalenia są mury, które wybudowaliśmy w sobie. Najtrudniej jest znaleźć drogę do samego siebie.

Przewodnik, który mówi: “otwórzcie drzwi Chrystusowi”, mówi: poznajcie siebie w prawdzie Ewangelii, bo tylko w Chrystusie człowiek może zrozumieć samego siebie. Takie poznawanie owocuje głębokim zdumieniem “wobec wartości i godności człowieka”, które nazywa się “Ewangelią, czyli Dobrą Nowiną” – tak bardzo kocham ten fragment z “Redemptor hominis”, pierwszej encykliki papieskiej. W tych słowach wychodzi z Wojtyły poeta, bo nadaje nowe znaczenia słowom, do których przyzwyczailiśmy się. Ewangelia to Dobra Nowina o Jezusie, opowiada o Jego życiu i nauce – tak prawidłowo odpowiada się księdzu na egzaminie przed bierzmowaniem. Widocznie papież nie chodził na naukę przed bierzmowaniem i nie mówił katechizmowo (aczkolwiek wydał bardzo ważny katechizm). Bo w swojej encyklice pokazuje, że Ewangelia to jest zdumienie Boga nad człowiekiem, nad swoim stworzeniem i przywrócenie człowiekowi zdolności do pokochania siebie, zdumienia nad sobą, odkrycia na nowo swojej godności i wielkości.

Zdumienie Boga nad człowiekiem przywraca człowiekowi wiarę w siebie. Odzwierciedleniem zasadniczego rysu teologii Jana Pawła II jest uroczystość Bożego Miłosierdzia. Boże miłosierdzie nie jest aktem wielkodusznej łaski wielkiego tyrana, który postanowi ulitować się nad myszkami, które zupełnie bez sensu gryzą się nawzajem. Boże miłosierdzie to przywrócenie człowiekowi jego godności. To pokazanie, że Ewangelia, czyli zdumienie nad człowiekiem, jest przywróceniem człowiekowi wiary w samego siebie. Ciekawym faktem cywilizacyjnym jest utrata wiary człowieka w samego siebie jako konsekwencja utraty wiary w Boga.

Przewodnik człowieka staje się też przewodnikiem Kościoła. Jan Paweł II powiedział bowiem: “Człowiek jest pierwszą drogą Kościoła, po której winien kroczyć w wypełnianiu swojego posłannictwa; pierwszą podstawową drogą Kościoła jest człowiek…”.

 

jednostki specjalne
fot. flickr.com/USASOC News Service

Świadek, Przewodnik, Następca Piotra przypominał Kościołowi i jego sługom, po co jesteśmy, po co jest Kościół. By służyć człowiekowi. Służyć, czyli przywracać człowiekowi wiarę w to, że może od siebie wymagać. Że stoi przed nim wielkie zadanie. Że nie jest tylko przypadkowym gościem na tej ziemi, ale ma Ojca, który dał mu życie nieśmiertelne, którego nie wolno mu zmarnować, które ma w nim zaowocować.

Błogosławieni, którzy nie widzieli, ale uwierzyli. Ale i my możemy widzieć, dlatego że Księga czeka na obraz. Obrazem mocy Księgi, która staje się życiem, jest żywy człowiek, który w pełni zawierzył Bogu. On staje się obrazem, który przywraca nam wiarę.