Bo czeka na ciebie życie, które powinieneś przeżyć. Możesz odnaleźć nadzieję i złapać chwilę.

Bez ustanku powtarzam sobie, że w końcu zwolnię tempo. Pewnego dnia.

Kogo ja oszukuję?

Dwa lata mojego życia zostały osnute mgłą. Nie przypominam sobie zbyt wielu chwil, czy to dobrych, czy to złych, które mogłabym przywołać z tego okresu, jednak nigdy nie zapomnę tej jednej.

Właśnie wróciłam ze spotkania, które organizowałam w ramach wolontariatu. Chociaż wiedziałam, że mąż przygotowuje dzieci do snu, nie byłam w stanie mu w tym pomoc. Padłam na łóżko, nawet się nie rozbierając. Na stoliku nocnym leżały przedmioty stanowiące treść mojego życia – wydrukowana lista spraw do załatwienia, brzęczący telefon, laptop i pękający w szwach kalendarz z zapiskami. Każdego dnia ta sterta papierów oraz urządzeń pochłaniała moje serce, uwagę i energię.

Migające czerwone światełko smartfona bezdusznie przypominało, że się od nich nie uwolnię. Każdego kolejnego dnia czekało na mnie tylko przeciążenie informacjami, gadżety elektroniczne, napięty grafik oraz cele nie do zrealizowania. „Pewnego dnia” było zaledwie utartym stwierdzeniem, którego używałam, aby uniknąć szaleństwa, jakim stało się moje własne życie.

Powtarzałam sobie, że pewnego dnia pojawi się wystarczająco dużo niezapełnionych kartek w moim kalendarzu. Pewnego dnia mój terminarz będzie ustalany w zgodzie z potrzebami serca, a nie tweetami, sygnałami czy dzwonkami. Pewnego dnia powiem „nie” zaproszeniom na wyprzedaże domowych wypieków i targi książek, przestanę też dbać o nieskazitelnie czyste stoły oraz perfekcyjnie ułożone włosy. Pewnego dnia powiem „tak” skakaniu w kałużach, potarganym kucykom i opowieściom na dobranoc. Pewnego dnia spojrzę mojemu dziecku w oczy i usłyszę każdą sylabę jego czułych, głupiutkich słow. Pewnego dnia wyłączę laptopa i pocałuję mojego męża na do widzenia. Pewnego dnia przypomnę sobie, co to znaczy śmiać się, bawić, odpoczywać i cieszyć życiem. Pewnego dnia znajdę czas na to, co naprawdę ma znaczenie.

Życie wypełnione takimi małymi radościami zdawało się niedościgłym marzeniem, którego nie mogłam osiągnąć, działając wciąż na najwyższych obrotach. Za każdym razem, kiedy odpowiadam dzieciom: „Nie teraz, mama jest zajęta”, tracę szansę na wartościowe i szczęśliwe życie. Nawet w chwilach zmęczenia, kiedy dzieci przebierały się w pidżamy i wybierały bajkę na dobranoc, spokojne życie zdawało się czymś niewiele bardziej realnym od fantazji.

Leżąc tak, zbyt zmęczona, aby płakać, i zbyt zawstydzona, aby prosić o pomoc, zrozumiałam, w jak złym byłam stanie. Przytłaczał mnie ciężar obowiązków. Przestałam żyć. Zaczęłam „wegetować”.

Wiedziałam, że kiedyś stanę na rozstaju dróg. Mogłam kontynuować dotychczasowe życie, coraz bardziej oddalając się od idyllicznego „pewnego dnia”, lub zacząć walczyć – o oddech, nadzieję, życie.

Postanowiłam walczyć.

Czekając na nadejście „pewnego dnia”, nie przeżyjesz swojego życia.

Krótko po tym, kiedy uświadomiłam sobie swój opłakany stan, ta niezaprzeczalna prawda mocno uderzyła we mnie podczas porannego biegu. Było to silne, wręcz fizyczne doznanie, które dosłownie powaliło mnie na kolana. Po raz pierwszy szczerze odpowiedziałam sobie na pytanie, które przez lata napawało mnie dumą – jak ja to wszystko robię?

Pozwalam, aby życie przeciekało mi przez palce – właśnie w ten sposób funkcjonowałam. Traciłam to, co było naprawdę ważne i co było już nie do odzyskania.

To załamanie, będące jednocześnie przełomem, popchnęło mnie do tego, aby rozpocząć „podróż bez komórki”. Był to moment, w którym poprosiłam Boga o pomoc. Chociaż czułam Jego obecność przez całe życie, szczególnie kiedy pracowałam jako pedagog specjalny oraz kiedy pisałam, tym razem było inaczej. Wiedziałam, że nie poradzę sobie bez Jego wsparcia i siły. Z nową energią zaczęłam stosować proste strategie, pozwalające uwolnić się od mojego codziennego nadmiaru obowiązków i uchwycić chwile pełnego miłości zjednoczenia.

Każdy podjęty krok wyswobadzał mnie z mojego opłakanego stanu. Każdy dotyk ręki dziecka, rozmowa z mężem i spojrzenie na piękny świat, którego nie dostrzegałam, żyjąc do tej pory w pośpiechu, rozluźniał uścisk, w jaki pochwyciło mnie przepracowanie. Z czasem te wysiłki okazały się na tyle silne, że przemieniły moje zabiegane życie w życie pełne spełnienia i jedności. Przestałam czekać na „pewnego dnia”. Po raz pierwszy od bardzo dawna poświęciłam swój czas, uwagę, energię i miłość dniu dzisiejszemu. Wtedy właśnie odkryłam istotę „życia bez komórki”.

Rewolucja bez komórki

Zmiana zaczyna się od iskry świadomości w sercu, a kiedy dzielimy się tym odkryciem z innymi, iskra ma szansę jaśniej rozbłysnąć. Moja iskra rozbłysnęła, kiedy zaczęłam opisywać na blogu codzienne walki i sukcesy, prowadzące do mniej zabieganego życia. Realizując pasję do uczenia, pisania i pomagania innym, dzieliłam się z czytelnikami opowieściami o próbach prowadzenia życia radosnego i świadomego w przesyconym mediami świecie pośpiechu i napięcia.

Ludzie, którzy również wpadli w pułapkę nadmiaru obowiązków, poznali historię mojej podroży. Okazało się, że nagle znalazłam towarzyszy „podroży bez komórki”. Stworzyłam stronę na Facebooku o nazwie Rewolucja bez Komórki (The Hands Free Revolution), aby przekazać czytelnikom rady, w jaki sposób mogą oderwać się od gadżetów elektronicznych i zbliżyć do ukochanych osób.

Nie wiedziałam jeszcze, że stanie się ona czymś więcej niż tylko zwyczajną stroną internetową. Zamieniła się w prawdziwy ruch promujący rozsądne używanie nowych technologii oraz skupienie się na ważnych chwilach w życiu. Wspólnota ludzi, którzy byli zdecydowani, aby odrzucić społeczny przymus życia w pośpiechu i rozmieniania się na drobne, rosła niezwykle szybko. Rewolucja bez Komórki nie była tylko grupą podobnie myślących jednostek, ale w krótkim czasie przerodziła się w sposób na prowadzenie satysfakcjonującego życia.

Kiedy zwolennicy rewolucji bez komórki zaczęli dzielić się swoimi historiami i doświadczeniami, odkryłam, że nie były to tylko borykające się z życiem zestresowane matki.

Był wśród nich również kierownik firmy Fortune 500, ojciec zajmujący się gospodarstwem domowym, samotna matka przebywająca w domu opieki dla maltretowanych kobiet, uczeń kształcący się w domu, babcia, bloger oraz nastolatek.

Wszyscy oni wprowadzali w życie proponowane przeze mnie metody i dostrzegali ogromne zmiany. Zdałam sobie wtedy sprawę, że każdy może stać się „mamą bez komórki”. Każdy, kto czuje się wypalony, bez względu na pochodzenie i sytuację, w jakiej się znalazł, może uwolnić się od nadmiaru obowiązków i sięgnąć po to, co naprawdę się w życiu liczy. Jeśli jest nadzieja dla mnie, jest też dla wszystkich innych. Podroż ku życiu bez komórki jest dostępna dla wszystkich i zaczyna się od jednego małego kroku.

Uwolnij się

Dwanaście rozdziałów tej książki przedstawia następujące po sobie kroki, które stawiałam na drodze ku mniej zabieganemu życiu. Opisałam w nich działania, które pozwoliły mi uwolnić się od nadmiaru obowiązków i rozpocząć bardziej świadome i satysfakcjonujące życie. W każdym z rozdziałów przedstawiam historie ilustrujące proces mojej przemiany. Po każdej z nich znajdziesz „Cotygodniowe postanowienia”, zawierające praktyczne porady, w jaki sposób wprowadzić w życie opisywane strategie. „Zagadnienia do przemyślenia” umieszczone na końcu rozdziałów zachęcają do wejrzenia w głąb siebie w miarę, jak pokonujesz kolejne etapy podroży. Fragmenty te mogą posłużyć do medytacji, modlitwy, stać się mantrą lub przypomnieniem poruszanych zagadnień.

Każdy rozdział odpowiada jednemu miesiącowi przemiany, która powinna zająć rok. Oczywiście twoja własna podroż może przybrać inne tempo, szybsze lub wolniejsze. Możesz rozpocząć prowadzenie dziennika, aby pogłębić to doświadczenie. Możesz też wybrać się w tę podroż z przyjacielem, członkiem rodziny lub grupą ludzi, którzy okażą ci wsparcie, a jednocześnie będą cię rozliczać. Korzystaj z tej książki w taki sposób, jaki najbardziej odpowiada tobie, twojej rodzinie i okolicznościom, w których się znajdujesz.

Mam nadzieję, że nie będzie to jednorazowa lektura, ale codzienny punkt odniesienia, i jej kartki staną się z czasem zużyte, pogniecione i poplamione kawą. Niech książka ta będzie narzędziem pozwalającym ci zawalczyć o życie, które chcesz przeżyć teraz, a nie „pewnego dnia”. Niech uwolni twoje ręce, aby mogły pochwycić to, co naprawdę ma znaczenie, i niech stanie się to dla ciebie codzienną rutyną, tak jak i dla mnie.

Muszę się przyznać, że nic już nie jest takie, jak kiedyś – dom, kalendarz spotkań, metody porządkowania ani status supermamy. Nie jestem tym, kim byłam. Żyję teraz z szeroko otwartymi oczami, sercem i rękami. I nie chcę powrotu do starego życia!

Przyjacielu, czeka na ciebie życie, które powinieneś przeżyć. Możesz odnaleźć nadzieję i złapać chwilę. Chwyć mnie za rękę, a po latach niewoli poczujesz się wreszcie wolny.

Fragment książki Rachel Macy Stafford „Mama bez komórki”, która ukazała się w wydawnictwie „W drodze”.