Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem, abyście szli i owoc przynosili.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Przyjaciel mój miał winnicę na żyznym pagórku
 Przyjaciel mój miał winnicę na żyznym pagórku

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Współczuć Bogu

 Paweł Krupa OP

 Iz 5, 1-7 • Ps 80 • Flp 4, 6-9 • Mt 21, 33-43

Czy można współczuć Bogu? Jest mocą, dobrem, miłością, światłem, życiem, więc chyba nie ma powodu. Wprawdzie pojawiają się w teologii chrześcijańskiej nurty, które kontestują klasyczną – a wedle nich nieco bezduszną – wizję Boga wszechmocy i absolutnej, samowystarczalnej pełni, więc proponują popatrzeć na Niego jak na kogoś słabego, podatnego na zranienia i spragnionego miłości. Nie podzielam tych opinii i kiedy je słyszę, od razu brzmią mi w uszach słowa religijnej piosenki: „Mój Bóg, jak drżący słowik w garści… chwila rani Go jak mieczem”. Wzruszała mnie, kiedy byłem nastolatkiem. Nie trzeba koniecznie odsuwać na bok Bożej wszechmocy, aby ukazać ludziom Jego bliskość i czułą miłość wobec nich.

A przecież to właśnie pieśń współczucia śpiewa dziś prorok dla swojego przyjaciela, w którym bez trudu rozpoznajemy Jahwe. Izajasz ze smutnym liryzmem opisuje niewdzięczność, jaka spotkała Boga ze strony Jego ukochanej winnicy, Izraela. A zatem można Bogu współczuć? Tak. Można Mu współczuć człowieka – tej słabej, niewdzięcznej istoty z jej grzechem, egoizmem i uporem. Kiedy jednak użalimy się już nad zdradzonym Bogiem, to szybko się okaże, że nie nad Nim właściwie płaczemy, ale nad tymi, którzy zlekceważyli Jego troskliwe zabiegi. To oni są biedni i godni politowania, to ich spotkają bolesne konsekwencje tego, że zamiast dobrych owoców wydali „cierpkie jagody”. W uszach brzmią słowa Chrystusa: „Nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i waszymi dziećmi” (Łk 23, 28).

Nie są to jednak słowa ostatnie. Bo nie o płacz idzie w chrześcijańskim przesłaniu. Bóg w swoim Synu zstępuje do ludzi i przyjmuje od nich śmierć. Ta jednak rzuciła się na zbyt duży kęs – na samo życie – i została pokonana. Niegodziwi rolnicy z dzisiejszej Ewangelii paradoksalnie mają więc rację: zabijając syna właściciela, posiądą jego dziedzictwo (por. Mt 21, 38). Do tego jednak nie wystarczy zbrodnia. Drogą jest przyjęcie przebaczenia od Tego, którego zabito. Tylko w ten sposób nieurodzajna winnica stanie się znowu płodna, a zbrodniarze wejdą do raju (por. Łk 23, 43).

 

Kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła
Kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła

Sfera pięknych myśli

Maciej Roszkowski OP

Iz 5, 1-7 • Ps 80 • Flp 4, 6-9 • Mt 21, 33-43

To, co rozgrywa się w sferze naszych myśli, nie jest obojętne. Nie chodzi jedynie o rzeczywistość grzechu, ale także o wzniosłość myślenia. Pytanie o to, czy stać nas na myślenie o rzeczach wzniosłych, należałoby odwrócić: czy stać nas na niemyślenie o nich? Słowa św. Pawła nie odnoszą się bezpośrednio do sfery ludzkich uczynków. Jego napomnienie dotyczy czegoś o wiele bardziej ulotnego i kruchego – sfery myśli. To właśnie one mają się stać przestrzenią naszej troski. Św. Paweł zwraca uwagę na rzecz wydawałoby się oczywistą – jakość naszych myśli ma istotny wpływ na jakość naszego postępowania. Jeśli będzie w nich dość „sprawiedliwości, czystości i cnoty” – obecnych jako ważne dla nas idee – wtedy będą one miały prawo wydarzać się w naszym życiu. Nasze uczynki będą podążały za naszymi myślami. Apostoł wie o tym, że to nie byt ma określać naszą świadomość, ale że ona, zanurzona w Bogu, ma określać byt. Jeśli w naszych myślach będzie wystarczająco dużo miejsca dla tego, co piękne, dobre i prawdziwe, to taki będzie stawał się nasz świat.

Wydawać by się mogło, że napomnienie św. Pawła jest dość zabawne, bo tak naprawdę, to nic prostszego, niż poruszać się w obrębie pięknych myśli. Nie sądzę, aby tak było. Mamy skłonność do uciekania w myślenie o „pięknym nigdy”, ale o wiele częściej naszym problemem jest niezdolność do myślenia o tym, co piękne, i zamykanie się w czarnej wizji rzeczywistości. Pogrążanie się w czerni krajobrazu jest rzeczą najłatwiejszą i zarazem najbardziej nas uwodzącą. Uwodzącą – co paradoksalne – o wiele bardziej niż życie w krajobrazie światła. Kuszenie szatana tutaj właśnie osiąga kulminację – w uwięzieniu naszych myśli w tym, co niskie, brzydkie i tym samym niewarte zaangażowania.

Św. Paweł nie jest naiwny i nie twierdzi, że myślenie o rzeczach pięknych jest warunkiem wystarczającym do tego, aby świat stawał się piękny. Zwraca uwagę, że takie myślenie jest konieczne, aby cokolwiek z obszaru piękna w ogóle mogło mieć szansę na zrealizowanie. Św. Paweł napomina nas, mówiąc, że sfera myśli, sfera tego, co „nosimy pod powiekami” (jak pisał ks. Józef Tischner), jest ogromnie ważna, a jej pielęgnowanie jest czymś, co Bóg składa w nasze dłonie.

 

W każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem
W każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu
w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem

Uzdrawiająca naiwność

Mirosław Ostrowski OP

Iz 5, 1-7 • Ps 80 • Flp 4, 6-9 • Mt 21, 33-43

Większe zdziwienie budzi w nas pewnie postępowanie właściciela winnicy niż poczynania niegodziwych dzierżawców. Bezczelność, buta i poczucie bezkarności to zjawiska tak często spotykane, że mimo woli zaczynamy je traktować jako coś normalnego. Tymczasem zaskoczenie i protest w chwili, gdy spotykamy się z niegodziwością, są oznaką, że odróżniamy jeszcze dobro od zła, że to właśnie zło jest pomyłką, nieporozumieniem, które ostatecznie nie ma racji bytu.

A właściciel winnicy? Dlaczego przez niepoprawną naiwność rozzuchwalił dzierżawców przekonanych o swojej bezkarności? Dlaczego nie podjął wcześniej skutecznych działań, by ukrócić samowolę i w porę uniknąć tragicznych wydarzeń? Jak mógł w niebezpieczne miejsce posłać syna, wiedząc o tym, czego niegodziwcy dopuścili się wcześniej? Teraz krwawa zemsta sama narzuca się jako jedyne wyjście z sytuacji. Czy nie dało się temu zapobiec? Gdyby jakiś polityk, nauczyciel lub wychowawca postępował podobnie w swojej dziedzinie, słusznie zarzucilibyśmy mu brak wyobraźni i odpowiedzialności. Jaką więc prawdę dotyczącą królestwa Bożego objawia nam ta przypowieść?

W porządku nadprzyrodzonym często to, co po ludzku słusznie uchodzi za głupie i słabe, okazuje się prawdą, która ma moc zdolną uzdrowić nasz chory świat. Sile panoszącego się zła przeciwstawione zostaje orędzie o dobroci Boga, przebaczeniu i miłosierdziu. Jan Paweł II w 2002 r. w Krakowie na Błoniach, mówiąc o współczesnych przejawach „misterium nieprawości”, wskazał jako lekarstwo „świadectwo skromnej zakonnicy”, przez które „Chrystus niejako wchodzi w nasze czasy”. Podobnie w miejscu, w którym wydawało się, że bezpowrotnie zapomniano o wszelkich odruchach miłości, dobrowolna śmierć Maksymiliana Kolbe staje się znakiem, że Bóg ostatecznie zwycięża w człowieku, który Mu zaufał. To nic, że przejawy zwycięstwa królestwa Bożego wydają się tak bardzo niepozorne. Wierzący potrafi je dostrzec dzięki światłu, które daje mu Ewangelia. I może właśnie ta pełna ufności otwartość na przejawy obecności Bożej, jakże skromne w tym świecie, ma być jednym z owoców, o które upomni się ewangeliczny pan winnicy w czasie zbierania plonów.

Prawdziwym nędzarzem i przegranym będzie wówczas naśladowca okrutnych dzierżawców, ten, kto uporczywie będzie się trzymał złudzeń o własnych przewagach zbudowanych na kłamstwie i przemocy, ślepiec biorący cierpliwość za dowód słabości, a przebaczenie przyjmujący nieufnie jako kolejny podstęp przeciwnika.