Trwajcie we Mnie, a Ja w was trwać będę. Kto trwa we Mnie, przynosi owoc obfity.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Chwalić należy niewiastę, co boi się Pana
 Chwalić należy niewiastę, co boi się Pana

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Radość obdarowanego

 Tomasz Golonka OP

 Prz 31, 10-13. 19-20. 30-31 • Ps 128 • 1 Tes 5, 1-6 • Mt 25, 14-30

Przypowieść o talentach, po pierwsze, jest o tym, że każdy z nas dostał od Pana Boga bardzo wiele. Przypomnijmy: jeden talent to około 34 kg szlachetnego kruszcu. W czasach Pana Jezusa to zarobek za 20 lat pracy. A teraz pomnóżmy to przez dwa. A teraz przez pięć. Dużo. Po drugie, ta przypowieść jest o tym, że Pan Bóg traktuje nas jak dorosłych. Żeby nie było, że ciągle się czepia, komentuje, patrzy na ręce, poprawia, bo tak naprawdę tylko On wie, jak coś najlepiej zrobić, to… „odjechał”. Pan Jezus docenia to, że „umiemy rozpoznawać wygląd ziemi i nieba”. Wyrzuca natomiast swoim uczniom: „Dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co słuszne?” (Łk 12, 54nn). No właśnie – „sami z siebie”. Stąd w tradycji chrześcijańskiej przyjęło się, że ostateczną normą oceny jest sumienie. I dobrze. Niech tak zostanie.

Po trzecie, słowa: „kto ma, temu będzie dodane”, są inną wersją bardziej powszechnego spostrzeżenia, że „kto idzie do przodu, ten się rozwija, a kto stoi w miejscu, ten się cofa”. Co prawda we wspinaczce wysokogórskiej zdarza się czasem coś takiego jak „wycof” – nie tylko spod Mount Everestu albo K2. Czasami trzeba się wycofać spod Kościelca albo Świnicy. To nie dyshonor, to roztropność, część drogi na szczyt.

Niemniej talenty trzeba „puścić w obieg”, bo inaczej będziemy jak Tolkienowski Gollum, który wziął i nie puścił. Po czwarte, ta przypowieść jest o tym, że zostaniemy rozliczeni. Nie jestem Stwórcą ani właścicielem świata. Jestem zarządcą. Trzeba znać swoje miejsce. Miejsce zarządcy, jak dla mnie, jest wystarczająco satysfakcjonujące. Co zatem powodowało człowiekiem, który otrzymał jeden talent i nie „puścił go w obieg”? Może był jak wspomniany Gollum. Ale wiemy, jak Gollum skończył. Nie warto. Jest tam też mowa, że się bał. Ale to wymówka. Raczej targała nim zawiść – nieważne, że ja nic z tego nie będę miał, najważniejsze, żeby nic z tego nie miał ten drugi. Zawiść to ogromna energia, i to energia niszcząca. Ale zostawmy to. Cieszmy się i dziękujmy, że jesteśmy obdarowani, i pomnażajmy.

 

Nie śpijmy jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi
Nie śpijmy jak inni, ale czuwajmy i bądźmy trzeźwi

Najemnik czy syn?

Tomasz Gaj OP

Prz 31, 10-13. 19-20. 30-31 • Ps 128 • 1 Tes 5, 1-6 • Mt 25, 14-30

Dobra nowina rozbrzmiewa już od pierwszych słów tej Ewangelii: każdemu z nas Bóg powierzył dobra. Każdy dostał na swoją miarę, którą trzeba odkryć, lecząc się z zazdrości i małoduszności porównywania z innymi.

Bóg ma do nas zaufanie. Dlatego nie musi nas ciągle kontrolować i sprawdzać. Inwestycja jest ryzykowna. Można ulec pokusie, żeby się nie wychylać – przecież nikt nas nie widzi. Pan wyjechał i jest daleko. Tyle, że inwestycję podejmujemy nie tylko dla rządcy, ale również dla nas samych.

Gospodarz nie kontroluje swoich sług w trakcie pracy, ale rozlicza ich na końcu. Z czego? Czy z efektu? Nie. Zarówno pierwszy, jak i drugi sługa otrzymują tyle samo, choć przynieśli różny zysk. „Wejdź do radości swojego pana” – usłyszą obaj. Rządca nie rozlicza więc z efektów, ale z tego, czy słudzy uczynili swoim to, co dostali od pana. Widać to wyraźnie w zmianie formuły, której używa trzeci sługa. Dwaj pierwsi mówią: „Panie! Dałeś mi… Oto zyskałem następne…”. Trzeci zaś stwierdza: „Panie! Wiedziałem, że jesteś człowiekiem wymagającym. (…) Bałem się ciebie i dlatego ukryłem talent w ziemi. Oto masz, co twoje”. Trzeci sługa oddaje panu jego własność, której nigdy nie przyjął i nie uczynił swoją. Zostaje zatem potraktowany zgodnie ze swoją logiką, w której postrzega pana jako wymagającego i surowego.

„Dlatego zabierzcie mu talent i dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane i będzie miał w nadmiarze. Temu zaś, kto nie ma, zostanie zabrane nawet to, co ma”. Jak można zabrać coś, czego ktoś nie ma? Można mu odebrać jeden talent, własność pana, której nigdy nie uczynił swoją (dlatego jej nie ma, choć posiada pieniądze rządcy). Nasuwa się analogia z przypowieścią o synu marnotrawnym. Starszemu synowi, chociaż mieszkał w domu ojca i ciężko pracował, nie przyszło do głowy, że majątek ojca należy również do niego. Miał mentalność najemnika, a nie syna. Usłyszał słowa: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy”. Syn jest współwłaścicielem majątku ojca, najemnik jest jedynie wyrobnikiem pracującym na rzecz cudzej własności.

Czy przyjąłeś już z wdzięcznością talenty, którymi obdarzył cię Bóg? Czy uczyniłeś je swoimi? Czy podjąłeś ryzyko, aby je pomnożyć?

 

Każdemu, kto ma, będzie dodane
Każdemu, kto ma, będzie dodane

Być użytecznym

Mateusz Przanowski OP

Prz 31, 10-13. 19-20. 30-31 • Ps 128 • 1 Tes 5, 1-6 • Mt 25, 14-30

Sługa, który zakopał talent i potem został ukarany przez swojego pana, mówi, że nie oddał talentu do banku ze strachu. To oddanie do banku było minimum koniecznym do tego, by pomnożyć talent. Sługa nie wykonał jednak nawet tego najdrobniejszego wysiłku. Ewangelia pokazuje, że właściciel był zły na niego przede wszystkim z tego powodu. Nie brałbym na serio tłumaczenia sługi, że zakopał talent ze strachu. To klasyczna racjonalizacja. Pamiętam, że kiedy byłem w liceum i chcieliśmy uniknąć klasówki, to wmawialiśmy nadwrażliwemu nauczycielowi, że się go boimy. On, przerażony, rezygnował ze swoich planów. Dlatego warto dobrze się zastanowić, jakie były realne motywy postępowania nieużytecznego sługi.

Sądzę, że powodem jego decyzji mogło być to, że uważał, iż dostał mało. Albo, mówiąc dokładniej, że dostał mniej od innych. „Gdybym dostał pięć talentów, jak tamten, to dopiero bym pokazał, na co mnie stać, a tak to robota nie ma w ogóle sensu”. Dla niego świat składał się z samych szczęściarzy, którym się pofarciło. Jedyny biedny to on. No future. „Gdybym pochodził z lepszej rodziny, gdybym miał bogatszych rodziców, gdyby nauczyli mnie porządnie języków, gdybym miał słuch muzyczny, gdybym nie miał pod górkę do szkoły, wtedy bym pokazał”. Ewangelia obnaża absurd tej logiki.

Róbmy to, co mamy zrobić, na naszą miarę, według naszych możliwości, ale dajmy z siebie wszystko. Genialnie Ewangelia nazywa tego sługę „nieużytecznym”. Nie chodzi o to, byśmy zrobili w życiu nie wiadomo co, ale o to, byśmy byli choć trochę użyteczni. A w tym celu nie trzeba napisać dziewięciu symfonii i zdobyć Mount Everestu. Nie wszystkim jest to dane, większości z nas pisane jest raczej zaśpiewanie pieśni w kościele i zdobycie Giewontu. Ale jeśli dlatego, że Beethoven napisał dziewięć genialnych symfonii, a Kukuczka zdobył Mount Everest, uznamy, że nie ma sensu śpiewać w kościele, i nie będzie nam się chciało wchodzić na Giewont, to jesteśmy w tragicznym położeniu. „Być użytecznym” nie brzmi poetycko, ale jest dobrym pomysłem na życie. Może jeśli zrobimy kilka drobnych użytecznych rzeczy w życiu, to usłyszymy kiedyś: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!”.