Znaleźliśmy Mesjasza, to znaczy Chrystusa. Łaska i prawda przyszły przez Niego.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Włożył mi w usta pieśń nową, śpiew dla naszego Boga
 Włożył mi w usta pieśń nową, śpiew dla naszego Boga

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Nie ja, tylko On

 Krzysztof Kocjan OP

 1 Sm 3, 3b-10. 19 • Ps 40 • 1 Kor 6, 13c-15a. 17-20 • J 1, 35-42

Do tej pory, kiedy myślałem o scenie z dzisiejszej Ewangelii, przede wszystkim widziałem Jana Chrzciciela wkraczającego w samotność. Oto poprzednik wskazuje na Tego, który ma przyjść. Jako prorok wie, że jego uczniowie opuszczą go i pójdą za Jezusem. „Trzeba jednak, aby On wzrastał, a ja się umniejszał”. Pamiętałem oczywiście słowa Jana, że przyjaciel Oblubieńca doznaje największej radości, ale wydawało mi się, że jest to radość przez łzy. Zatrzymywałem się na pięknie osobistej ofiary złożonej na ołtarzu sprawy zbawienia.

Ten schemat przełamało we mnie pierwsze czytanie. W strukturze jest podobne do Ewangelii: Heli rozpoznaje Boga w głosie, który nie daje spokojnie spać Samuelowi. Stary kapłan może czuć zazdrość – Bóg mówi nie do niego, lecz do sługi, jasno wskazując następcę. Jednak Heli postępuje jak lojalny sługa Pana: rozpoznając głos Boży, uczy Samuela, jak należy rozmawiać z Jahwe… Nie czas myśleć o ludzkich ambicjach, kiedy w grę wchodzi Boże wezwanie.

Tylko że ani Heli, ani Samuel nie są głównymi aktorami tej sceny. Najważniejszą postacią jest Bóg, to On tu działa. I nasuwa się pytanie: Dlaczego Bóg woła Samuela w taki sposób, że ten Go nie rozumie? Czy naprawdę Wszechmogący nie może sobie poradzić bez Helego?

Oczywiście, że Bóg może sobie poradzić bez człowieka, ale wyraźnie tego nie chce. Dziś widzimy nie tylko sam moment wezwania Samuela i apostołów, ale przede wszystkim to, co Bóg robi w życiu Helego i Jana. Nie kończy ich misji. Przeciwnie: zaprasza ich, by mieli udział w Jego ojcostwie, by byli dawcami Jego łaski. Rzeczywiście, są wezwani do daru z siebie, bo to się zawiera w ojcostwie. Ale przede wszystkim stają się zdolni do przyjęcia daru wspólnoty z Bogiem.

Dzisiejsze czytanie to też Słowo o naszym powołaniu. Bóg działa przez nas, upodabnia nas do Siebie i prowadzi do wspólnoty: z sobą i z drugim człowiekiem.

 

Rabbi! Gdzie mieszkasz? Chodźcie, a zobaczycie
Rabbi! Gdzie mieszkasz? Chodźcie, a zobaczycie

Przyjść, zobaczyć i zamieszkać

Michał Pac OP

1 Sm 3, 3b-10. 19 • Ps 40 • 1 Kor 6, 13c-15a. 17-20 • J 1, 35-42

Warto wsłuchać się w dialog z dzisiejszej Ewangelii. Pan Jezus widzi, że dwaj uczniowie idą za Nim, i pyta ich: „Czego szukacie?”. Tym pytaniem dotyka jakiejś tęsknoty, jakiegoś pragnienia, które noszą oni w swoich sercach i które sprawia, że zostawiają swojego mistrza Jana Chrzciciela, a idą za Jezusem. Na pytanie odpowiadają pytaniem: „Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”. Pytanie o to, gdzie i jak mieszkamy, jest w gruncie rzeczy pytaniem o to, kim naprawdę jesteśmy. Pan Jezus nie odpowiada tak, jakby się należało spodziewać: nie mówi, w jakiej miejscowości i pod jakim adresem jest zameldowany, nie mówi, jak wygląda i ile pokoi ma Jego dom. Jezus mówi: „Chodźcie, a zobaczycie”. Jan Ewangelista, który prawdopodobnie sam był jednym z owych uczniów, pisze: „Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego”.

Ta rozmowa pokazuje, że przyjmowanie wiary nie wiąże się ze zdobywaniem wiedzy na temat Pana Boga i tego, czego On nas naucza. Nie jest teoretyczną informacją, ale zaproszeniem do tego, aby przyjść, zobaczyć i z Nim zamieszkać. Bo wiara nie jest światopoglądem czy zbiorem zasad moralnych, ale przede wszystkim relacją miłości między Bogiem a człowiekiem, którą możemy zbudować tylko wtedy, kiedy odważymy się pójść za Panem.

Wiara, jakkolwiek jest łaską, najczęściej nie spada na nas bezpośrednio z nieba – drogę do niej wskazują nam konkretni ludzie. Dla Samuela, o którym czytamy, że „jeszcze nie znał Pana, a słowo Pana nie było mu jeszcze objawione”, człowiekiem takim był arcykapłan Heli. Podobnie Jan Chrzciciel, mówiąc „Oto Baranek Boży”, wskazał dwóm swoim uczniom Jezusa Chrystusa. Warto zauważyć, że Andrzej, sam ledwie spotkawszy Jezusa, od razu zaprasza do spotkania z Nim swego brata Szymona Piotra.

Pan Bóg postawił na drodze każdego z nas ludzi, którzy przyczynili się do tego, że uwierzyliśmy, że spotkaliśmy w swoim życiu Jezusa. Każdy z nas, jeśli nie od razu, to po chwili zastanowienia, może ich sobie przypomnieć. Jednocześnie sami prowadzimy innych do spotkania z Panem Jezusem (czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy). Słowo Boże zaprasza nas do tego, abyśmy dzisiaj pomodlili się za jednych i drugich.

 

Mów, Panie, bo sługa Twój słucha
Mów, Panie, bo sługa Twój słucha

Bóg woła po imieniu

Marcin Barański OP

1 Sm 3, 3b-10. 19 • Ps 40 • 1 Kor 6, 13c-15a. 17-20 • J 1, 35-42

Liturgia słowa przypomina mi dwa rodzaje kłopotliwych sytuacji, które dość często przytrafiają mi się w życiu. Jako duszpasterz spotykam się z wieloma młodymi ludźmi. Bardzo często pamiętam ich twarze, kojarzę, w jaki sposób się ubierają, w jaki sposób się poruszają lub jak mówią, ale niestety mam tę wadę, że z trudem przychodzi mi zapamiętywanie ich imion. W takiej sytuacji nie wiem, co mam powiedzieć. Próbuję tak prowadzić rozmowę, żebym nie musiał wypowiedzieć imienia danej osoby. Niekiedy jest jeszcze gorzej: zamiast „Kasiu” mówię „Aniu” albo zamiast „Krzysiek” mówię „Grzesiek”… Wtedy zdarza mi się widzieć na twarzy tego człowieka zdziwienie, lęk i smutek. Tego smutku w oczach drugiej osoby najbardziej się boję.

Imię w Biblii ma ogromne znaczenie. Dla Izraelitów imię nie było tylko prostym określeniem osoby bądź rzeczy, lecz przede wszystkim opisywało rolę, jaką ta osoba bądź rzecz odgrywały w świecie. Bóg dokonuje stworzenia, nadając nazwy wszystkim stworzeniom: określa, co jest dniem, co nocą, co niebem, a co ziemią. Przepiękne jest biblijne opowiadanie, w którym Bóg poleca, aby Adam nadawał imiona otaczającym go stworzeniom, i dopiero wtedy nabierają one sensu i znajdują swoje miejsce w świecie. Każde imię nadawane dzieciom w Izraelu wyrażało przyszłą działalność nowo narodzonego bądź było zapowiedzią jego powołania. Na tym nie kończy się biblijna przygoda z imieniem. Pan Bóg, gdy mówi do człowieka, gdy pragnie go posłać, gdy chce go wybrać, zawsze zwraca się do niego po imieniu. Bóg woła Samuela i woła go po imieniu. Chce go wybrać do wielkich i wspaniałych rzeczy, chce zmienić jego życie i zapewne nie chce go przestraszyć i wzbudzić w nim lęku, więc woła go po imieniu.

Nie inaczej czyni Jezus. Jezus to mistrz mówienia do człowieka po imieniu. Bardzo często w kontaktach z ludźmi, którzy pragną z Nim rozmawiać, którzy chcą prosić Go o coś, zwraca się do nich po imieniu. Jezus idzie też dalej: nadaje nowe imię. „A Jezus, wejrzawszy na niego, powiedział: »Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas« – to znaczy: Piotr” (J 1, 42). Spotkanie z Jezusem jest więc spotkaniem, które przemienia. Stanowi zachętę do tego, abyśmy mieli uszy, oczy i serca otwarte na wołanie Pana Boga, bo On chce zamieszkać w naszych sercach. Zachętę, abyśmy do siebie zwracali się po imieniu, bo tak do nas zwraca się sam Bóg. Zachętę też do tego, abyśmy przez cały rok pamiętali o cieple, dobru i serdeczności, które przyniosło Boże Narodzenie.