Pragnienie „wody żywej” nazwałbym po prostu pragnieniem wiecznego i prawego piękna – początku, którego zawsze nam mało. 

Bóg syci tych, którzy pragną być nasyceni. Bóg przygotowuje dla siebie drogę w ludzkich umysłach i sercach, budząc pragnienie, by było ono odpowiedzią na Jego pragnienie, na Jego miłość.

Gdy myślę o pragnieniu miłości, towarzyszy mi nieodmiennie wiersz jednego z największych polskich poetów:

I nie miłować ciężko, i miłować

Nędzna pociecha, gdy żądzą zawiedzione

Myśli cukrują nazbyt rzeczy one,

Które i mienić, i muszą się psować.

(…)

Miłość jest własny bieg bycia naszego,

ale z żywiołów utworzone ciało

To chwaląc, co zna początku równego

Zawodzi duszę, której wszystko mało,

Gdy Ciebie, wiecznej i prawej piękności

Samej nie widzi, celu swej miłości.

Mikołaj Sęp-Szarzyński

Bóg budzi pragnienie, pragnienie pełni i pokazuje drogę, na której owo pragnienie może być nasycone; jest nim wiara; wiara, na którą mamy się nieustannie nawracać, albowiem wiara nie jest stanem posiadania Boga; to nieustanne zwracanie się ku Bogu w każdym naszym wyborze, w każdej naszej decyzji. To nie znaczy, że ciągle mamy zaczynać od początku, ale to nie znaczy też, że uwierzywszy, dopływamy do bezpiecznego portu.

Wiara jest wypłynięciem na głębię. Jezus mówi: „kto we Mnie uwierzy, nie będzie pragnął”, dlatego że w Nim otrzymujemy źródło. Jezus nie daje nam tylko kubka „żywej wody”, daje źródło. Przez wiarę dochodzimy do samego źródła, które zaczyna w nas tryskać. Tymczasem wciąż szukamy rzeczy, których nie potrzebujemy, których im mamy więcej, tym bardziej jesteśmy puści. Troszczymy się o mnóstwo drugorzędnych spraw i dopiero gdy stajemy wobec jakiejś krańcowej sytuacji, uświadamiamy sobie, jak wiele niepotrzebnych rzeczy, spraw, czynności nas otacza.

„Woda żywa” pokazuje, gdzie mamy czerpać, skąd mamy czerpać…

Jezus mówi do Samarytanki przy studni: „Daj Mi pić!”. Mówi do Samarytanki, która nie wiedziała, w co wierzy, że jest Chrystusem: „Ja jestem Nim, z którym mówisz”. Niezwykłe to spotkanie, niezwykła rozmowa. Nawet przy pierwszym zetknięciu z tym tekstem czujemy, że pozornie prosta rozmowa mężczyzny z kobietą u studni – prośba o wodę – od razu nabiera jakiegoś głębszego, by nie powiedzieć mistycznego znaczenia.

Święty Augustyn komentując ten fragment, przypomina inne słowo. Jezus wypowiedział je na krzyżu: „Pragnę(…)”. Bóg łaknie miłości człowieka. Deus sitis sitiris – jak to kunsztowną łaciną mówi święty Augustyn – czyli: Bóg łaknie, by być łaknionym; pragnie, byśmy my Go pragnęli. (sitio – znaczy pragnąć, być spragnionym, być suchym, bez wilgoci).

Co to jest „woda żywa”? Z jednej strony to po prostu woda tryskająca ze źródła. Drugą płaszczyznę ukazują słowa z księgi Jeremiasza: „Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło wody żywej, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody” (Jr 2,13). Bóg więc nie tylko daje „wodę żywą”, ale jest źródłem wody: „opuścili Mnie, źródło wody żywej” – zawoła Psalmista w imieniu samego Boga. W innym zaś miejscu powie: „W Tobie jest źródło życia i w Twej światłości oglądamy światłość”. Wszystko to łączy jedna rzeczywistość – wiara: „Kto jest spragniony i wierzy we Mnie – niech przyjdzie do Mnie i pije!”. Jezus mówi – „wiara”.

Zauważmy, jaki jest ciąg następny tego procesu przemiany, czyli nawrócenia Samarytanki.

Gdy ona mówi: „Daj mi tej wody”, Jezus odpowiada: „Przyjdź z mężem”. Jest to oczywiście prowokacja, żeby ona wyznała, jeszcze może nieśmiało, ale wyznała swój grzech. I Jezus mówi, na czym on polega, nie oskarża, chce tylko, by stanęła w prawdzie.

To bardzo ważne – Bóg nie jest naszym oskarżycielem. Bóg chce, byśmy wyznali grzech i stanęli w prawdzie. Pismo Święte oskarżycielem nazywa szatana: „Oskarżyciel naszych braci został strącony, ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym”. Bóg nie jest oskarżycielem. Bóg chce wyznania, bo źródło wody żywej tryska wtedy, gdy człowiek jest w prawdzie.

Pragnienie „wody żywej” nazwałbym po prostu pragnieniem wiecznego i prawego piękna – początku, którego zawsze nam mało. Bóg budzi pragnienie „wody żywej”, pragnienie tej „wiecznej i prawej piękności”, która nas nie zawodzi, która nie jest żadnym idealizmem, ale spełnieniem całej tęsknoty ludzkiego serca. Drogą do zaspokojenia naszego pragnienia nie są ani estetyczne dywagacje, ani filozoficzne rozważania, tylko – powtórzmy – przyjęcie wiary, wyznanie grzechu, metanoia. Wtedy możemy naprawdę oddawać cześć Bogu w Duchu i w prawdzie i jak Samarytanka głosić, że On jest naprawdę Tym, który wie, co jest w człowieku i właśnie dlatego, że wie, co jest w człowieku i zna każdy grzech, nie jest naszym oskarżycielem, lecz Zbawicielem. Jego nadzieja nigdy nie zawodzi. Bóg czeka na nasze wyznanie, byśmy stanęli w prawdzie, owo stanięcie w prawdzie umożliwia bowiem przywrócenie stanu przyjaźni.

Swego czasu brałem udział w spotkaniu psychiatrów i psychologów specjalizujących się w leczeniu schizofrenii. Jeden z uczestników konferencji przytoczył wypowiedź pacjentki, która w wyniku narastania choroby w pewnym momencie doświadczyła tego, co jej zdaniem było najstraszniejszym przeżyciem – absolutnego poczucia samotności i niemożności nawiązania jakiegokolwiek kontaktu z innymi ludźmi. I ona już wiedziała, że piekło to jest taka ciemna samotność. „Tylko że – powiedziała – gdzieś zupełnie na dnie mojej samotności taki maleńki dzwoneczek cały czas mi przypominał słowa psalmu, że »choćbym przechodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną«”. Jeżeli piekło to samotność, to wcale nie znaczy, że jesteś skazany na siebie – na siebie fałszywego. Rozwój człowieka to jakby branie w posiadanie samego siebie, czyli zdobywanie wolności, tego stanowienia o sobie, tej dumnej sokratejskiej eleuterii.

Tytuł pochodzi od redakcji Dominikanie.pl.