Bóg wezwał nas przez Ewangelię, abyśmy dostąpili chwały Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

Nagrania kazań na niedzielę:

 

Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości
 Dotknijmy go obelgą i katuszą,
by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości

Komentarze z miesięcznika „W drodze”:
Po prostu szczęście

 Rafał Wędzicki OP

 Mdr 2, 12. 17-20 • Ps 54 • Jk 3, 16 – 4, 3 • Mk 9, 30-37

Czasem dopada nas pokusa, aby idealizować przeszłość – nie tylko naszą własną, ale i wspólną historię. Może tak też wyobrażamy sobie apostołów – jako zasłuchanych i zapatrzonych w swojego Mistrza. W końcu wszystko zostawili i poszli za Nim w nieznane. Tymczasem zdarzało się, że byli zapatrzeni w czubek własnego nosa. Ewangelista Marek jest z nami szczery – atmosfera w gronie najbliższych uczniów Jezusa nie zawsze była idealna. W czasie drogi, na przykład, pokłócili się między sobą, a później udawali przed Nauczycielem, że nic takiego nie miało miejsca. Nie wiemy, na jakiej podstawie chcieli ocenić, który z nich jest „największy”. Może kogoś Jezus kochał bardziej niż innych? W końcu, gdy zdarzały się szczególne okazje, zabierał ze sobą wyłącznie Piotra, Jakuba i Jana, a Ewangelista Jan mówi o „umiłowanym uczniu”, którego imienia nigdy nie wymienia. Może największy z nich powinien być ten, z którym Jezus najczęściej się zgadzał i najczęściej go chwalił? Może wreszcie ktoś najlepiej rozumiał to, co Jezus mówił i robił? A może były jeszcze jakieś inne czynniki poza szczególną relacją z Jezusem, które przesądzały o czyjejś wyjątkowości?

Nie powinno nas gorszyć ani dziwić, że także między apostołów wkradły się rywalizacja i zazdrość. W postawie uczniów pewnie można by znaleźć mieszankę przyziemnych i duchowych ambicji. To może grozić każdemu z nas – duchowe „osiągnięcia” mogą nam przesłonić obecność Jezusa. Szczęście nie polega na zaspokajaniu swoich ambicji czy realizacji kolejnych celów. Nawet tych duchowych. Szczęście się rodzi z relacji – bliskości kogoś, kogo się kocha. Prawdziwe szczęście to odkrywanie wciąż na nowo, że Jezus do takiej właśnie bliskości nas zaprasza.

 

Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie
Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie

Bóg jest mały

Michał Pac OP

Mdr 2, 12. 17-20 • Ps 54 • Jk 3, 16 – 4, 3 • Mk 9, 30-37

Podczas pobytu w Kairze jeden z moich współbraci wdał się z przypadkowo spotkanym muzułmaninem w życzliwą rozmowę na temat Boga i tego, jak Go rozumieją chrześcijaństwo i islam. Oczywiście muzułmanin, dla którego Bóg jest jedyny, wielki i niedostępny, miał trudności ze zrozumieniem prawdy o Wcieleniu Chrystusa. Z jej wyjaśnianiem nie było problemu aż do momentu, gdy mój współbrat zaczął mówić o żłóbku betlejemskim. Oburzony muzułmanin zapytał: „Chcesz powiedzieć, że Bóg przyszedł na świat jako małe dziecko, że sikał w pieluszki?!”. „Właśnie tak” – odpowiedział mój współbrat. Na tym rozmowa się skończyła. Pieluszki były absolutnie nie do przełknięcia dla muzułmanina. Bóg nie może sikać w pieluszki, gdyż „Bóg jest wielki”, jak mówią muzułmanie. Chrześcijanie żyjący w Egipcie, niejako w odpowiedzi, mówią: „Bóg jest mały”.

Trudno się dziwić, że wspomniany muzułmanin miał problem z przyjęciem Boga jako małego, słabego i bezbronnego, skoro ten sam problem mieli sam św. Piotr i apostołowie. Ktoś powiedział, że są trzy momenty, w których Pan Jezus całkowicie oddaje się w nasze ręce: Betlejem, Golgota i każda Eucharystia. Ciekawe, że przyjęcie każdej z tych tajemnic wiary przychodzi nam często z trudnością. Apostołowie potrafią powiedzieć, że Jezus jest Mesjaszem, o ile oznacza to, że jest Bogiem wielkim. Gdy Chrystus zaczyna im mówić o Golgocie i tłumaczyć, że być Mesjaszem oznacza stać się tak małym i bezbronnym, aby oddać za nas życie na Krzyżu, nie potrafią tego ani zrozumieć, ani przyjąć.

Zanim ich ocenimy, zadajmy sobie pytanie, czy w głębi serca my również nie pragniemy wielkiego Mesjasza, który przyjdzie zrobić porządek ze złym światem i grzesznikami. A tymczasem Chrystus nie wybiera drogi potępiania i nawracania siłą, lecz drogę pociągania miłością. Nawet jeśli czasem wydaje się ona mało skuteczna i nawet jeśli zaprowadzi Go na Krzyż. Również drogą naszą – drogą chrześcijan – zawsze powinna być droga miłości: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”.

A trzeciego dnia zmartwychwstał… – zwycięstwo jest po stronie miłości!

 

Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich
Jeśli ktoś chce być pierwszym,
niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich

Rozmowy w drodze

Jan A. Spież OP

Mdr 2, 12. 17-20 • Ps 54 • Jk 3, 16 – 4, 3 • Mk 9, 30-37

Opowieść św. Marka pokazuje jeszcze raz, jak trudna jest umiejętność słuchania tego, co do nas mówią. Dotyczy to także słowa Bożego. Pan Jezus zaś mówił uczniom rzecz niezwykle ważną. Właśnie wracali z góry Tabor do Kafarnaum, skąd Jezus miał podążyć w swą ostatnią drogę do Jerozolimy. Na górze wobec Piotra, Jakuba i Jana przemienił się, aby umocnić ich wiarę przed czekającym doświadczeniem. Chciał także przygotować na nie pozostałych apostołów, powiedział więc im: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dnach zmartwychwstanie”.

Te słowa nie docierały do uczniów, nie pojmowali ich i bali się prosić Jezusa o ich wyjaśnienie. Jedynie Piotr potraktował poważnie zapowiedź męki, którą usłyszał tuż po swym wyznaniu wiary w Jezusa: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Jednak i on nie rozumiał, że w męce i zmartwychwstaniu dopełni się mesjańska misja Syna Bożego. Próbował więc pouczać: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”, a później, choć ostro skarcony przez Jezusa: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, ale po ludzku” (Mt 16, 13-23), zaopatrzył się w miecz na rozprawę z Jego przeciwnikami. Inni zaś uczniowie sprzeczali się, który z nich jest największy, zapewne myśląc, któremu z nich dostanie się lepsze miejsce w królestwie.

Jezus zatem cierpliwie wyjaśnia: „Jeśli ktoś chce być pierwszy, niech będzie ostatni ze wszystkich i sługą wszystkich”. Nie są to puste słowa, bo już wkrótce zostanie uznany za ostatniego z ludzi i poniesie na krzyż winy nas wszystkich.

Po tych doświadczeniach trudno się dziwić Jakubowi, że nie ma już takiej cierpliwości i w swoim liście wypomina chrześcijanom ich zwady i zazdrość, obce duchowi mądrości pochodzącej od Boga. Te słowa apostoła są skierowane i do nas, bo mimo nauki i przykładu Jezusa ciągle jesteśmy podobni do owych uczniów z dzisiejszej Ewangelii i szukamy tego, co dla nas wygodne.

Czy wobec tego pozostaje nam wątpić, że słowa Jezusa mogą w końcu poruszyć myśli i serca uczniów? Zapewne, gdyby liczyć tylko na naszą wolę, tak by było, ale drogę nadziei ukazuje wydarzenie poprzedzające ową rozmowę z uczniami. Wśród tłumu oczekującego na Jezusa u stóp góry Tabor był ojciec opętanego chłopca. „Jeśli coś możesz, ulituj się nad nami i pomóż nam” – prosił. Kiedy usłyszał odpowiedź Jezusa: „Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy”, zawołał: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu”. Tylko On sam może zaradzić naszej nieumiejętności słuchania i naszemu niedowiarstwu.